sobota, 31 sierpnia 2013

Nieproszony gość

Czwartek wieczór.
Idę sobie zrobić kolacje.
Z herbaty nici, bo zepsuł się jakiś zawór i w całym mieście nie było wody. Bułki za świeże też nie były.
To może płatki.
Postawiłam garnek z mlekiem na gazie (nie lubię płatek z zimnym, tym bardziej corn flakesów :p).
Krzątam się po kuchni jak gdyby nigdy nic.
Patrze w stronę okna, dokładniej na parapet. Zrobiło mi się słabo.
W kącie leżał sobie nietoperz. Już wcześniej moja mama miała przygodę z nietoperzami, które siedziały na zewnątrz pod oknem i strasznie piszczały, ale nigdy nie mieliśmy nietoperza w domu.
Zostawiłam to mleko i uciekłam do mamy. 
Moja mama zamarła. I to nie dlatego, że bała się, iż ów nietoperz wplącze jej się we włosy (jak to w bajkach jest), ale dlatego, że mamy niemiłe (za mało powiedziane), tragiczne wspomnienia związane z tym paskudztwem. Parę lat temu w mojej rodzinie nietoperz ugryzł dziecko. Rodzice zdezynfekowali ranę i zapomnieli o tym. Nie pomyśleli, że nietoperz może przenosić różne choroby. Nie pamiętam dokładnie jak to się działo, bo byłam mała, ale wiem, że po paru tygodniach zaczęła się źle czuć. Rodzice pojechali z nią do lekarza, ale już było za późno. Nie wiadomo do dziś, czy to była wścieklizna, czy jakaś choroba tropikalna.
Wracając do sprawy
Mama zadzwoniła po mojego brata, żeby zajął się nieproszonym gościem.
Nie powiem jak to zrobił, ponieważ ktoś z ochrony przyrody mógłby się doczepić :). Ale pozbyliśmy się towarzysza raz na zawsze.
Teraz pozostaje mi kupić moskitierę. A na razie zamykam wszystkie okna w domu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz